Zmiana telefonu – dla wielu z nas to moment wyczekiwany z utęsknieniem od miesięcy, jeśli nie lat. Dla innych z kolei to źródło wielu stresów – przenoszenie danych, kontaktów, nauka nowego interfejsu, zmiana przyzwyczajeń odnośnie rozmiaru. Bez wątpienia dochodzi do tego również niepokój związany z chęcią utrzymania nowego nabytku w jak najlepszym – możliwie nieskazitelnym – stanie, przez jak najdłuższy okres czasu.
Oczywistym jest dobranie etui, które spełni swoją rolę – czyli zabezpieczy telefon – równolegle ciesząc oko i nie szpecąc przesadnie jego linii. Wybór relatywnie prosty – producenci dwoją się i troją, aby opcje były naprawdę zróżnicowane i dopasowane pod wiele gustów oraz potrzeb. Podejmujemy decyzję, kupujemy, zakładamy – temat zakończony.
Nieco inna sytuacja ma jednak miejsce w przypadku szkieł hartowanych. Ich rolą jest zabezpieczenie ekranu przed przed niepożądanymi rysami, uderzeniami i upadkami – niektórzy pokuszą się o stwierdzenie, iż jest to element ważniejszy od samego pokrowca. Wybór, tak jak w przypadku etui – również jest spory. Od najtańszych propozycji rodem z Państwa Środka, po najwyższej jakości modele z domieszką szafirowego wykończenia. Jednakże w tej sytuacji samo podjęcie decyzji oraz zakup to tylko połowa – być może nawet mniej – sukcesu. Na nic zda się nam najdroższe szkło na rynku, jeśli polegniemy przy jego montażu. 🙂
W pełni symetryczna, równa oraz czysta aplikacja ochrony ekranu nie jest jednak tak trudnym zabiegiem, jak mogłoby się to wydawać – wystarczy dosłownie odrobina sprawności manualnej, odkurzony kawałek biurka/stołu do przeprowadzenia “zabiegu” oraz kilka/kilkanaście minut umiarkowanego skupienia. Skromna cena, której zapłata wynagrodzi nas ochroną ekranu w sposób bliski fabrycznemu oraz możliwie nieinwazyjnemu.
Zaczynamy!
Zestaw akcesoriów, które znajdziemy w opakowaniu ze szkłem, zazwyczaj jest zależny od ceny, którą zapłaciliśmy za daną ochronę. W przypadku tańszych propozycji próżno szukać czegoś innego niż kompletu suchej oraz nasączonej alkoholem chusteczki oraz zestawu naklejek do “odkurzenia” ekranu. Z kolei propozycje z wyższej półki zazwyczaj posiadają w zestawie ściereczkę z mikrofibry (która jest zdecydowanie bardziej efektywna w oczyszczaniu ekranu) oraz akcesoria mające za zadanie ułatwić przebieg instalacji – między innymi chociażby ramkę montażową, która pozwoli na umieszczenie w niej telefonu, co pomoże w zachowaniu symetrii podczas naklejania szkła. Na potrzeby tego poradnika pójdziemy jednak “na żywioł”, decydując się na w pełni manualny montaż – wbrew pozorom, ramki w niektórych sytuacjach bardziej zaszkodzą, niż pomogą.
Dla wielu za największą trudność może uchodzić zachowanie czystości montażu. Cóż z tego, że szkło zostanie zaaplikowane perfekcyjnie prosto, skoro na jego tafli oraz ekranie zgromadzą się liczne paprochy? Nie ma niestety magicznej różdżki, która w 100% zniweluje każdą latającą w powietrzu drobinkę – aczkolwiek przetarcie mokrą szmatką powierzchni, na której zdecydowaliśmy się na montaż, zdecydowanie ułatwi sprawę. Popularną metodą jest również przeprowadzanie “zabiegu” naklejania szkła hartowanego w zaparowanej (na przykład po kąpieli) łazience – wysoka wilgoć powietrza zagwarantuje nam mniej zanieczyszczeń unoszących się bezwładnie w powietrzu, co z kolei przełoży się na dłuższe “okienko” pomiędzy zerwaniem folii zabezpieczającej ze szkła, a przyłożeniem go do czystego ekranu.
Bardzo częstym błędem, który utrudnia poprawne naklejenie szkła hartowanego jest po prostu… Ułożenie telefonu. Mając go przed sobą horyzontalnie (na dłuższym boku) mamy możliwość złapania szkła za krótsze boki, co zagwarantuje nam zdecydowanie wygodniejszą możliwość manewrowania szkłem oraz ułatwi jego trzymanie. Pozorna głupota, w praktyce zmienia jednak naprawdę wiele.
Kolejnym teoretycznie zbędnym krokiem jest… ustawienie jasnej tapety ekranu blokady, która wyraźnie pozwoli ocenić gdzie kończy się wyświetlacz, a gdzie zaczynają ramki. Obecnie zdecydowana większość modeli telefonów to czarna tafla szkła, na której nie sposób przykleić szkło “na oko”, licząc, że trafiliśmy w sam środek. Podświetlona krawędź wyświetlacza da nam namiastkę punktu odniesienia, dzięki któremu będziemy mieli większe szanse na symetryczny montaż. Warto przyłożyć też szkło do ekranu “na sucho”, jeszcze przed zerwaniem folii – pozwoli to ocenić, jak powinniśmy “celować” w ostatnim etapie montażu.
Przed przejściem bezpośrednio do aplikacji, należy jeszcze zadbać o jak najdokładniejsze wyczyszczenie ekranu. Z pomocą przyjdzie tutaj ściereczka nasączona alkoholem. Nie przejmujcie się, jeżeli po tym etapie na ekranie pozostaną liczne kropelki cieczy – w zestawie znajdziemy również suchy jej odpowiednik, którą przecieramy wilgotną powierzchnię. Bardzo możliwe, iż pomimo tego na wyświetlaczu zauważalne będą wspomniane już drobinki kurzu – staramy się usunąć je “ściągając” je chusteczką najlepiej ku jednej krawędzi. Jak już wcześniej wspomnieliśmy, ściereczki z mikrofibry zdecydowanie ułatwią temat, aczkolwiek nie są niezbędne.
Zapewne zauważyliście, że w zestawie ze szkłem znajdowały się malutkie, śmieszne naklejeczki. Są one pokryte bardzo cienką warstwą adhezyjną – służą do delikatnego “pacnięcia” niesfornych drobinek kurzu, których w żaden sposób nie byliśmy w stanie zmusić do opuszczenia tafli ekranu za pomocą ściereczki. Wystarczy przyłożyć ją do wyświetlacza, trzymając w palcach drugi koniec – kurz przyklei się do naklejki, a na ekranie nie pozostanie żaden ślad.
Jeżeli ekran został już wyczyszczony, pozostaje tylko naciśnięcie przycisku blokady – wybudzi to ekran – a następnie pociągnięcie języczka folii zabezpieczającej warstwę klejącą szkła. Należy uczynić to sprawnym ruchem, bez zbędnej zwłoki – pamiętajmy, że każda sekunda tego etapu to szansa na opad niepożądanych drobinek kurzu zarówno na ekran, jak i odsłoniętą już warstwę klejącą szkła.
Trzymając szkło za rogi (najwygodniej kciukiem i palcem wskazującym) przykładamy je do ekranu, rozpoczynając od górnej krawędzi telefonu (górnej – jako tej z głośnikiem oraz kamerami). Znajdujemy środek symetrii – tak, aby każda krawędź szkła była w mniej więcej podobnej odległości do brzegu wyświetlacza. Wymaga to największego skupienia w trakcie całego procesu naklejania szkła hartowanego – warto poświęcić chwilę na upewnienie się, czy dystans szkła do każdej z krawędzi ekranu jest możliwie jak najbardziej zbliżony. Miarowo opuszczamy dolną część szkła, starając się utrzymać równą linię szkła w stosunku do dłuższych boków telefonu.
Po pełnym opadzie szkła możemy ocenić, czy efekt jest zadowalający, a pod szkłem nie znalazły się żadne drobinki kurzu. Jeżeli nic takiego nie miało miejsca – delikatnie dociskamy szkło, przesuwając palcem wskazującym przez jego długość – co zwiąże warstwę adhezyjną szkła z ekranem. W przypadku pozostania pęcherzyków powietrza – wypychamy je ściereczką/palcem poza krawędź szkła.
Jeżeli jednak naklejone szkło “uciekło” nam jednak w kierunku którejś z krawędzi bardziej, niż sobie tego życzyliśmy: w praktyce nie powinno się odrywać przyklejonego już szkła – mocne jego wygięcie może skutkować pęknięciem, łatwo również o uszkodzenie krawędzi warstwy klejącej, podważając szkło paznokciem. Jeżeli mimo wszystko czujemy się na siłach, a szkło “nie złapało” się mocno ekranu – możemy delikatnie je podważyć i przesunąć, starając się o możliwie najbardziej delikatne oderwanie od powierzchni ekranu. Ponownie – pomocne będzie tutaj wybudzenie wyświetlacza z jasną tapetą, co podkreśli jego krawędzie i pozwoli zdecydowanie celniej ocenić odnośniki symetrii.
Podobnie sytuacja ma się również z nieszczęsnymi drobinkami kurzu, które w jakiś sposób znalazły się pod szkłem. Można pokusić się o delikatne podważenia krawędzi szkła hartowanego paznokciem (starając się jednak, aby nie znalazł się on zbyt głęboko na klejącej części szkła) – a następnie wsunięcie tam drugiej naklejki, którą uprzednio wybieraliśmy kurz z gołego ekranu, próbując złapać na kleju niepożądanego na tafli wyświetlacza delikwenta. Manewr ten jednak wymaga chirurgicznej precyzji – bardzo łatwo jest o uszkodzenie samego szkła, warstwy klejącej, bądź też – o ironio – wpuszczenie większej ilości kurzu. Nie jest on absolutnie polecany, aczkolwiek jeżeli zmysł estetyczny nie pozwoli Wam na zaprzyjaźnienie się z tym niepożądanym pomiędzy szkłem ochronnym, a ekranem obiektem – jest to jednak jakaś metoda. 🙂
Efekt finalny powinien wyglądać mniej więcej tak.
Jeżeli udało się Wam do niego zbliżyć – serdeczne gratulacje, dajcie znać w komentarzach: przygotujemy dyplom certyfikowanego naklejacza szkieł, który bez wątpienia wzbudzi szacunek oraz uznanie pośród rodziny i znajomych. Jeżeli jednak coś po drodze poszło nie tak – bez obaw, następnym razem wyciągniecie z tego wnioski. 🙂 Trening czyni mistrza!
Vélemény, hozzászólás?